Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2015

gdzie byłam jak mnie nie było...

Niestety dołapały nas choroby. W zasadzie to jakiś wirus. Mnie ciągnie się już drugi tydzień, szczęśliwie Małżu i młody jakoś w miarę wykurowani więc dajemy radę. Ostatnio nic ciekawego się nie działo poza katarami kaszlami itp. Wczoraj jedynie byliśmy u alergologa. Oczywiście dowiedziałam się to co już wiem, a że testy w styczniu to wtedy jakiś konkret będzie może... Teraz oczywiście usłyszałam sławne lekarskie pytanie " a musi Pani go do żłobka dawać??" Ręce opadają jak kolejny lekarz zadaje to samo pytanie nie wiem czy myślą, że usłyszą, że w zasadzie to zrezygnuję z pracy i będziemy jeść powietrze??... Poza tym oczywiście kot won z domu i najlepiej to zmienić mieszkanie na nowe takie w którym wcześniej zwierząt nie było. Oczywiście Pani powedziała to jako zalecenie, a że całkiem miło i spokojnie rozmawiała to mnienie zraziła do siebie. Szans na nowe mieszkanie nie ma i nie będzie przez ok 30 lat więc sprawa jasna. Co do kota...tak czy tak ten ma dożyć ile mu dane i póki

jak to z naszym nocnym karmieniem było

Notka dla tych których interesuje nocne karmienie dzieci ;) wszystkich innych zapraszam na sam dół - będzie kilka zdań na inny temat. Wracając do nocnych karmień... Słyszy się różne opinie kiedy jak ile należy karmić w nocy. Jedne mamy uważają, że co 3 godziny jest ok inne, że na żądanie jeszcze inne, że jak dziecko waży 6 kg to ma przespać 6 godzin bez jedzenia... KAżdy ma swoją metodę i dobrze. Ja karmiłam w nocy na żądanie. Męczyło mnie to czasami, bo Młody często spał sam i trzeba było wstawać, ale nie było to znowu wykańczające więc trwałam tak i trwałam. Jakoś w okolicy 6 miesiąca wiele osób mówiło mi oduczaj jedzenia w nocy nie możesz tak długo. Słyszałam różne sposoby od dawania wody przez przeczekanie do rana nawet z ryczącym dzieckiem... Nie podobało mi się to ale w końcu z Małżem pod naporem otoczenia chcieliśmy coś z tym - karmieniem - zrobić. Nie umieliśmy tego zrobić. Płakał o jedzenie, choć płakał to słabe okreśłenie... więc wróciłam do nocnego karmienia... Przełom nas

nowy tydzień

Zaczęliśmy z mocnym przytupem, żłobek 3 godziny... ale po prawie nie przespanej nocy, więc nie wiem co Panie powiedzą jak wrócę, ale tak czy tak Młody poszedł. Noc jakoś była ciężka dla Niego. Płakał wciąż przez sen i się wybudzał więc i my biegaliśmy do Niego. W końcu spał z Nami, pierwszy raz od dawna. DObrze, że Go wzięliśmy do siebie bo się uspokoił i nawet jak coś Mu się śniło to nie zdążył się wybudzić i jakoś dospaliśmy do rana. PO oddaniu Młodego poczułam nagły przypływ energii ( nie żebym się cieszyła, że moje dziecko płacze jakiejś Pani za mną...) Pobiegłam do domu i mając jakieś 1,5 godziny oganęłam wszystko i nawet jak widać coś piszę ;) Myślę, że na najbliższy czas to jest najlepsze wyjście dla mnie na te 3 godziny - mieć co robić. Póki co nie mam powodów do nudy więc nie będę siedzieć i bezczynnie czekać. Zaraz lecę spowrotem więc zerkam do Was i biegnę. Słonko wyszło :))

deszcz

Jak dobrze, że pada deszcz. Jest chłodniej, jest czym oddychać no i w końcu Młody może spać. Szkoda, że nie w nocy. No ale dobrze że teraz śpi i odsypia. Do żłobka dopiero w poniedziałek. Pójdzie na 3 godziny. W przyszłym tygodniu mam wizytę u chirurga. Moje mięśnie chyba się nie zeszły... raczej na pewno się nie zeszły, bo sprawdzałam. Może da mi skierowanie wewnętrzne ( bo nadal chodzę do "firmowego") na fizjoterapię - chodzi mi o taping medyczny i ćwiczenia. Teraz chodzę na zajęcia zdrowy kręgosłup ale nie wszystko robię normalnie... Powoli myślę o szukaniu nowej pracy. Plan mam taki, że najpierw przeglądnę firmy bliżej domu - jest tego sporo. Nie traciłabym choć 2 h na dojeżdżanie... Stresuję się ale kto nie ryzykuje ten nie ma. Czuję, że wszystko się zmienia. Jesteśmy "ustawieni". Brakuje nam do pełni szczęścia samochodu i kilku remontów. Tyle, że bez tego da się żyć, szczęśliwie żyć :) Jakoś tak melancholijnie... Co ja dziś zrobię na obiad z pustej l