dylematy, złości i trochę radości czyli o wszystkim i niczym

Ostatnie piękne dni przyczyniły się do poprawy mojego samopoczucia. Poranne słońce zachęca do wstania. Młody sam się budzi o 6 więc nie ma dramatów w stylu "jeszcze chwilkę spać mamo...proszę"... 

Zamierzamy się dziś wybrać do Dziadków na wieś. Ciekawe czy znów Młodego wysypie jak ostatnio. Mam nadzieję, że będzie lepiej i skorzystamy z trawy, hamaka i psikania Babci kwiatków bez zamaczania całego domu ;)

W poniedziałek Małżu ma rozmowę o pracę.  Aktualną umowę ma do końca czerwca więc musi patrzeć. Niby w teorii Mu przedłużą ale czy na pewno. Dopóki nie otrzyma umowy nie będzie pewny. Przyznam, że trochę mamy z tym dylematu bo zaplanowaliśmy wakacje na wrzesień.  Zależy nam bardzo bo rok temu dobrze odpoczęliśmy i była znacząca u Młodego - a to chyba ważniejsze niż wszystko inne.  Przy nowej pracy nie byłoby to możliwe bo w sezonie nas zwyczajnie nie stać na taki wyjazd...

Myślimy o rodzeństwie dla Młodego...

Zauważyłam, że maj i początek czerwca to czas moich złości. Chyba co rok piszę, że mnie coś denerwuje właśnie w tym okresie czasu.
Denerwuje mnie gdy ktoś doszukuje się  problemów tam gdzie ich nie ma. Po jednym spotkaniu ze znajomym stwierdziłam, że On chyba tylko umie rozmawiać o problemach bo jak ich nie ma to już nie wie co powiedzieć...Poza tym złości mnie wszystko ;) Są dni, że denerwuję się na to że z Młodym idziemy na plac zabaw innym razem, że nie idziemy - dosłownie jak dziecko ;) Złoszczę się na siebie, że nie chudnę - ale nie przestaję jeść słodkiego.... a że złość piękności szkodzi to cóż... piękniejsza nie będę :P

Piję kolejną kawę  ( dziś już drugą ) i zatapiam się w inne obowiązki

Komentarze