dylematy ...

Powrót do pracy nie był jakiś szczególnie ciężki. Młody cieszy się w miarę ze spędzania czasu w żłobku więc ten problem z głowy. Obowiązki wiele się nie zmieniły więc nie było problemu z przyzwyczajeniem się na nowo. Chyba wyszłam na wyrodną matkę mówiącą, że w sumie to się cieszę z powrotu i tego, że mogę robić coś "dorosłego" ;)
Dylemat pojawił się gdy Młody zaczął gorączkować z czwartku na piątek. Małżu miał akurat wolne więc spoko... ale co dalej. Przychodzi niedziela, a dziecko ani chore, ani zdrowe. Małżu ma zaplanowaną w pracy kontrolę, ja specjalnie L4 nie chciałabym brać tuż po powrocie... i co dalej. Wątpliwości rozwiał dzisiejszy poranek. Kaszel, katar temperatura. Chory. Małżu wziął sprawy w swoje ręce a ja pobiegłam do pracy.
Kochany ten mój Małżu.

Rozmowy rodzinne...
Małżu rozmawia z T. o tym tamtym, o oczach, katarach i braku sił... Tradycyjnie wypłynął Wigilijno- Świąteczny temat. Małżu po rozmowie jakiś zgaszony. Myślałam, że chodzi o to, że chce pojechać do swojej Rodziny na Święta, więc zagaduję że może pojedźmy. Niekoniecznie w Wigilię, bo kończy o 15:30 (bo przecież mężczyźni w kuchni nie pomagają) ale w kolejny dzień... Reakcji jakiejś brak.
Z naszymi Świętami to jest tak. Nie byliśmy jeszcze tam na Święta. Na Boże Narodzenie tak, rok temu ale nie na Wigilię. Jakoś nie wychodzi... Samochód pożyczyć to pikuś, ale coś do niego trzeba wlać. Nie to, że mamy dziurę budżetową, ale żeby nam zbywało też nie mogę powiedzieć. Zapraszaliśmy do nas. Jest gdzie spać, praca nikogo nie goni, teraz byłoby może nawet fajnie bo między Świętami Młody nie musiałby do żłobka chodzić... Kombinujemy jak pogodzić wszystkich. Z perspektywy Małża Rodziny wygląda to tak jakbym ja się upierała przy zostawaniu. 

Dylemat kolejny. W Święta się potęgujący... alergia Młodego. No bo co takiemu dziecku dać jak mleka i nic mlecznego nie może, nic z jajkiem nie może. Ok. Z Wigilią pikuś, będzie rybka jakaś sałatka owocowa i super. Gorzej później, szczególnie z ciastkami. Młody jeszcze jest na tyle mały, że jedzenie aż tak bardzo Go nie interesuje ( na całe szczęście). Mimo to trzeba zabezpieczyć Mu jedzenie idąc gdziekolwiek. Niestety nie ufam w tej  kwestii nikomu. Krew mnie zalewa jak słyszę, że tylko jedno żółteczko to nie zaszkodzi, albo tylko szklanka mleka na caaaaałe ciasto i przecież nic Mu nie będzie. Ja dziękuję, jednak tu chodzi o zdrowie mojego dziecka. Dlatego też odechciewa mi się trochę wyjazdu "Tam". Niestety nie jest respektowane to, że czegoś Młodemu nie wolno. Wszystko ma mleko i jajka bo jak to bez tego zrobić - to się nie da! Powie Ci z zawodu kucharka i posprzątane. Wypadałoby wtedy mieć w termosie swoje jedzenie albo choć półprodukty zabrać. Bezsensu. Może za jakiś czas Mu przejdzie i nie będzie akurat tego dylematu albo się nauczą że nie wszystko musi być tak a tak zrobione. Złość mnie brała gdy Młody dostawał czekoladę jako prezent  - nie z powodu samej czekolady czy gestu tylko tego, że nie respektuje się jego problemów zdrowotnych o których wiadomo nie pierwszy miesiąc. Da taka jedna z drugą mikołajka z czekolady, a później ryk, bo matka zła zabrała, a to takie dobre i ubolewanie, że biedne dziecko. 
Osobiście jest mi czasem z tym trudno, że muszę wszystko sprawdzać, kombinować co ugotować i jak żeby nie zaszkodziło. Mimo wszystko wolę być przezorna niż na sygnale jechać do szpitala. Ostatnio stres niezły zaliczyłam z powodu zupy. Po dwóch łyżkach Młody zaczął mieć bąble na twarzy, szyi rękach... Szczęśliwie okazało się, że po szybkim umyciu  zeszło. Najprawdopodobniej to, że zupa była kwaśna nie posłużyło skórze. Młody uczy się jeść sam więc zupa była wszędzie, ręce też były w bąblach... grunt, że byłam w domu i zmieniłam posiłek. Na przyszłość kwaśne zupy od mamusi będzie dostawać ;)

Komentarze

  1. Ohh Kochana ja Cie doskonale rozumiem. Ja też wolę dmuchać na zimne niż potem na łeb na szyję jechać do szpitala. Tu (tak jak napisałaś) chodzi o zdrowie Twojego Synka, a nie ma nic cenniejszego... Może z wiekiem jakoś te dolegliwości osłabną, a póki co cóż - musisz być dzielna i silna. Trzymam za Ciebie, za Was kciuki :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz