odwiedziny...

Długo myślałam, czy pisać tego posta ... piszę żeby wypisać moje myśli które kotłując się zatruwają miłe spacery....

W weekend mieliśmy gości...
Zadzwoniła siostra Małża ( dalej M.), że chce nas odwiedzić. Pomyślałam, "super :) jeszcze u nas na dłużej nie była." Poza tym ostatnie 2 mce spędziła w szpitalu więc odmiana i towarzystwo i mnie i jej się przyda. Małżu rozmawia, telefon przechodzi w ręce Mamy, widzę mina Mu zrzedła.... Myślę o co tym razem chodzi. Na migi pokazał, że też chce przyjechać. Moja pierwsza myśl - spoko. Małża mina mówiła coś innego... Słyszę jak mówi do telefonu, że Mu się to nie podoba, że tak mówi... Skończył. "Powiedziała mi, że musi przyjechać choć jej się nie chce, bo będzie miała remont w łazience." Kurtyna opadła. Małżowi przykro bo myślał, że zwyczajnie chce wpaść w odwiedziny. Gdyby nie powiedziała, że musi i jej się nie chce to wszystko byłoby ok. a tak nastawienie na wizytę siadło.

Przyjechały ok 21 więc Małżu pojechał na dworzec. Młody ledwo zasnął, po płaczkach o ząbki. Weszły. Spokój cisza, rozmowy pół szeptem, żeby Go nie zbudzić. Małż, w dobrej kondycji, myślę, że będzie spoko. Nie minęło 20 minut my w kuchni kolację ogarniamy a tu T.eściowa wchodzi do pokoju gdzie Młody śpi i coś grucha do Niego. Młody w ryk. Małżu pędem z kuchni uspokajać biegnie, żeby się nie rozżalił bo będziemy spać na raty. T. twardo pomaga uspokajać. Weszłam do pokoju, przejęłam Młodego od zrozpaczonego Małża (że jednak się rozwył Młody na amen) ... i dałam do zrozumienia, żeby wyszli. Na Boga! Dziecka jak zaśnie to się nie budzi! Tłukło mi się w głowie. Młody zasnął. Kolacja zjedzona idziemy spać z nadzieją, że to był "wypadek".
Niestety od rana się zaczęło od nowa. Ledwo się obudziliśmy, Młody wylądował u nas w łóżku, żeby jeszcze nie wstawać. Bawiliśmy się jak zwykle kaczuchami, żółwikami. Trochę śmiechu trochę marudzenia porannego ale ogólnie ok. Nagle do pokoju wparowuje T. (!!!) siada na fotelu i patrzy co robimy. Konsternacja. Żeby tak nam do pokoju włazić bez pukania, pytania... czegokolwiek !! po czym z tekstem "no dajcie mi Go, niech się pobawi".Byliśmy tak zatkani, że nic nie zareagowaliśmy. Jakoś ogarnęliśmy wstawanie i śniadanie. T. znów zabawy z Młodym. OK. byle nie jak ostatnio - stawanie, chodzenie itp. Raz zwróciliśmy uwagę, drugi, aż doszło do tego, że do końca pobytu nie dawaliśmy jej Młodego tylko np. kładliśmy na matę. Efekt był taki, że My bawiliśmy się z Młodym, a Ona siedziała. M. nie bardzo mogła wiele zrobić ale zaakceptowała zabawę na macie więc czasem nas odciążała.
Oczywiście 1001 pytań od T. co to za wysypka, czy na pewno skaza białkowa skoro On mleka krowiego nie pije, czemu ja nie jem jajek i kurczaka. Nie myślałam, że ktoś kto ma 6 dzieci i tyle samo wnuków będzie takie rzeczy mówić.
Chcieliśmy iść na spacer, pytamy M. czy da radę. Ona, że fajnie, T. że ok. Wielka wyprawa i idziemy... ja z wózkiem z przodu za mną Małż zagadujący M. i T. Oczywiście, że czemu Młody na leżąco przecież w spacerówce dziecko ma siedzieć! Nic, że śpi...Szły za nami w ciszy bez słowa, Małż dołączył do mnie czułam się jak w kondukcie żałobnym. No comment.
Całe dwa dni to było przepychanie się w jedną i drugą. Od przyjazdu T. chciała wracać, dzwoniła co chwila żeby sprawdzić jak remont - więc po co przyjeżdżała tego nikt nie wie.
Szkoda mi było w tej sytuacji Małża. Wieczór jednego dnia długo mówił, musiał się wygadać...Jego słowa chyba na zawsze zapadną mi w pamięć... "Ja wiem, że to jest moja Mama, Ona mnie urodziła, rozumowo to wiem, ale nic poza tym. Już Twoi Rodzice są mi bliżsi niż Ona..." Dużo trudnych chwil było przez ten czas ale to chyba oddaje wszystko. Więcej już pisać nie trzeba... Mnie też jest przykro, bo miałam nadzieję, że ten czas jakoś coś pomoże, zmieni cokolwiek... niestety tylko utwierdził w naszych wcześniejszych odczuciach...

Żeby nie było tak pesymistycznie na koniec napiszę Wam, że pierwszy ząbek się wybił. Płaczu było trochę, ale już lepiej :) Dieta się powoli rozszerza, choć z drżeniem serca to czynię liczę na brak kolejnych alergii.

DO napisania...
Idę do Was.

Komentarze

  1. Ohhh tak to bywa z tymi Teściowymi... Musicie przetrwać, choć fakt żal Męża :( Ale ważne, że chociaż w Twoich rodzicach macie oparcie :)
    Gratuluję pierwszego ząbka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczerze mówiąc liczyłam, że będzie lepiej z Teściową... nigdy nie było problemów... odkąd jest Młody jest masakra...
      Samo życie
      Z moimi Rodzicami różnie bywa ale co dla nas najważniejsze mają do nas szacunek i traktują nas jak dorosłych ludzi
      Dzięki za gratulacje :)

      Usuń
  2. Na szczęście Twój mąż ma Ciebie, Maluszka i Twoich rodziców, których może traktować jak rodzinę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, choć zawsze szkoda, że nie wszystjie relacje są ok.

      Usuń
  3. Ojj teściowe.... A potem ludzi się dziwią, skąd tyle kawałów o nich :P
    Dobrze, że macie siebie :) A tego typu wizyty lepiej ograniczajcie dla własnego zdrowia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jests z tymi kawałami...:P
      Wizyty ograniczamy na maksa choć właściwie Teściowa wcale nie chce nas odwiedzać... więc dbamy o zdrowie ;)

      Usuń

Prześlij komentarz