o wszystkim

Ostatni czas nie jest bogaty w notki ale jakoś za każdym razem gdy siadam do komputera okazuje się, że to co chciałam napisać jest bezsensu albo już nie wiem co chciałam napisać 5 minut temu...

Dziś w mojej głowie ( nie wiedzieć czemu ) pojawiły się wspomnienia ostatnich lat... a dokładniej takie dotyczące Adwentu. Dla osób niewierzących to nic nie znaczące dni... dla mnie często był to czas szczególny. Patrząc na ostatnie lata przypomniało mi się jak to z moim Małżem ( wtedy nie Małżem - nawet nie cokolwiek ) chodziliśmy na roraty - w sumie każde z nas w inne miejsce ale po nich spotykaliśy się na wspólne śniadanie :) z tego "śniadaniowania" wyszło to, że zaczęliśmy się regularnie spotykać/ umawiać/ randkować itp. Myślę, że to nie przypadek, że akurat po tym czasie oczekiwania na Boże Narodzenie otrzymaliśmy taki dar :) Jako narzeczeństwo było podobnie ze śniadaniami tym razem przed moją pracą ( bo już pracowałam ) Razem przygotowywaliśmy się do małżeństwa. W pierwszym roku po ślubie prosiliśmy o pomoc w rozwiązaniu sytuacji z mieszkaniem... w lipcu kupiliśmy aktualne gniazdko. W drugim roku prosiliśmy o dziecko - no i cóż... nie muszę pisać :) Wiele osób mówi mi - przypadek - dla mnie lepiej wierzyć, że nic nie dzieje się przypadkiem :)
Przed nami kolejny czas oczekiwania... co w tym roku będzie w sercach? ...

Z innej beczki podpisanej "przewrażliwiona matka"...
Szczepienia Mały zniósł dobrze, jedyny płacz to przy zastrzyku ale poza tym wszystko dobrze....
W przyszłym tygodniu w niedzielę są chrzciny Kuzynki Małego. Małżu został Chrzestnym. W sumie jakoś specjalnie mnie to nie dziwi. Problem w mojej głowie rośnie jak pomyślę, że to ponad 3 godziny drogi od nas, samochód będzie pożyczony a żadne z nas nie jeździło około 3 lata... Poza tym jak pomyślę o kichających i kaszlących to mam dość... no ale nie da się dzieca pod kloszem trzymać ...

Szaro za oknem, aż chciałoby się zakopać pod kocyk... ;) :)


Komentarze

  1. Pamiętam jak jeszcze byłam w podstawówce, za oknem ciemno, a my z koleżanką poubierane w grube kurtki, spodnie i rajtuzy gnałyśmy po śniegu na roraty... Ojjj to były fajne czasy. Teraz to już nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam na roratach... a tu w Warszawie roraty są popołudniu, uważam że to już nie to samo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wolę poranne roraty w tym wstawaniu właśnie jest wyzwanie i jakieś poświęcenie a popołudniu to tak dziwnie...

      Usuń
  2. u nas roraty sa wieczorem i tak jest odkad pamiętam.
    Kiedys musicie wyjść z Malych do ludzi, dacie rade :)
    A nie macie możliwości przejechać się wcześniej tym samochodem, żeby pocwiczyc?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas zawsze były rano i tak je polubiłam.
      Muszę się przełamać że wyjazd to nie same zagrożenia ;)
      A samochód Małżu kombinuje żeby mieć wcześniej żeby właśnie poćwiczyć bez tego ani rusz. Liczymy, że się uda.

      Usuń

Prześlij komentarz